Był dom na Podróżniczej

Stara zabudowa warszawskich przedmieść wciąż znika pod naporem współczesnego budownictwa lub zwykłego zapomnienia. Choć o starych murowańcach czy drewnianych chałupach większość nie chce już pamiętać, jeszcze niedawno stanowiły one typowe element wiejskiego krajobrazu. Jeden z takich domów znajdował się przy ul. Podróżniczej 6 na Henrykowie, obecnie w dzielnicy Białołęka.

Dom przy Podróżniczej 6 (2013)
Dom przy Podróżniczej 6 (2013)

To był zwykły drewniany dom jakich było wiele. Prosty parterowy budynek z poddaszem, które ukryto było pod niewysokim dwuspadowym dachem. Kiedy odwiedziłem go po raz pierwszy, był już opuszczony i częściowo zdewastowany, ale nadal dobrze się trzymał. Z biegiem lat jednak popadał w coraz większą ruinę, a nawet jeżeli miał właściciela, to kto chciałby utrzymywać taki nieduży drewniany dom. Koszt remontu musiałby być ogromny, a i za utrzymanie czy ogrzanie swoje trzeba byłoby zapłacić. Otaczało go też kilka mniejszych drewnianych budynków gospodarczych.

Dom pewnie popadałby sobie powoli w ruinę, jednak jego ostateczny i nieodwołalny koniec przyniósł pożar. Wybuchł on w nocy z 9 na 10 marca 2016 roku i zamienił stary dom w stertę ogorzałych desek. Zdjęcia z akcji obejrzeć można było nawet na jednym z lokalnych warszawskich serwisów informacyjnych.

Podróżnicza 6, pozostałość spalonego domu (2017)
Podróżnicza 6, pozostałość spalonego domu (2017)

Domu trochę żal. Bo to taka stara pamiątka była, a do dzisiaj w tym miejscu nadal leżą sterty desek naznaczonych ogniem.

Strzeż się, jeśli wracasz pijany nocą do domu!

W czasach pradawnych i także niezbyt podległych nasi przodkowie wierzyli, że lasy, bagna i pola zamieszkują nadprzyrodzone istoty, które wiodą ludzi na pokuszenie, prowadząc ich w miejsca bez wyjścia. Ku przestrodze w czasach już chrześcijańskich stawiano więc kapliczki i krzyże przydrożne, nie tylko w celu odpędzenia demonów czy podtrzymania wiary wśród osób słabej wiary, ale także w celu prozaicznym – stawały się one swego rodzaju drogowskazami czy punktami orientacyjnymi. Ciekawa legenda wiąże się bowiem z krzyżem przydrożnym na rogu ul. Modlińskiej z ul. Mehoffera – i nie jest to primaaprilisowy żart!

Krzyż przydrożny przy ul. Mehoffera
Krzyż przydrożny przy ul. Mehoffera

Z krzyżem związana jest bowiem jeszcze XVIII-wieczna historia o pewnym gospodarzu, który nocą wracał z karczmy w Płudach do swojego domu w Tarchominie. Wokół było ciemno, a jemu w głowie szumiał alkohol. Wokół panowała gęsta mgła, przez co nie mógł on rozpoznać swoich zabudowań, ba, wydawały mu się one coraz bardziej obce. W pewnym momencie dostrzegł idącą przed nim osobę, którą próbował dogonić, jednak im bardziej przyspieszał, tym bardziej postać ta oddalała się od niego. Szedł tak przez dłuższą chwilę aż zauważył zdumiony, że stoi po kolana w wodzie! W dodatku było to grząskie bagno, a on zapadał się w nim coraz bardziej! Wówczas postać odwróciła się i spojrzała na niego – był to diabeł w rogatej osobie! Sprowadził go na złą drogę! Tak przynajmniej opowiadała lokalna legenda. Nie wiadomo do końca bowiem, jak ów gospodarz uratował się z potrzasku, podobno złożył błagalne wołanie o uratowanie się, obiecując poprawę, po czym znalazł się u wrót swojej zagrody.

Pod wpływem tego wydarzenia zmienił podobno swoje życie, przestał pić i wracać ciemną nocą do zagrody, a dla podziękowania za uratowanie go z opresji wystawił ten oto drewniany krzyż. Prawdopodobnie w kolejnych dziesięcioleciach krzyż był remontowany lub nawet ustawiany na nowo, jednakże przetrwał on dzisiaj i choć ginie w krzakach, przypomina po trosze wydarzenia tamtej legendarnej feralnej nocy. A żeby jeszcze dodatkowo wzmocnić historyczny przekaz, paradoksalnie, w 2015 roku na sąsiedniej działce wybudować sklep z alkoholem! Diabeł, jak widać, nie rezygnuje z wodzenia dusz na pokuszenie…

Krzyż przydrożny przy ul. Mehoffera
Krzyż przydrożny przy ul. Mehoffera