Dwóch znanych architektów w końcu ma swoje ulice

Warszawskie ulice patronami stoją. Powstańcy, politycy, duchowni, pisarze, malarze, rzeźbiarze, sportowcy i działacze społeczni płci obojga (choć więcej jest panów niż pań) pozostają w pamięci także dzięki nazwom ulic, alej i placów, niekiedy nawet będąc jedynym lub jednym z niewielu upamiętnień pomimo swoich znacznych dokonań. Specjalne zasługi dla miasta noszą szczególnie architekci, bo to oni nadają kształt miasta. Niełatwo jest jednak odnaleźć ich nazwiska na tablicach z nazwami ulic, a nieraz nie dają rady „przepchnąć się” między bardziej nośnymi akurat nazwiskami, czy to polityków, czy to powstańców. Ale dwóm z nich w końcu się udało.

Ulica Chrystiana Piotra Aignera (2020)

Fanfary dla tego czytelnika, który bez zaglądania do Google Maps odpowie mi, gdzie znajdują się – ul. Józefa Piusa Dziekońskiego oraz ul. Chrystiana Piotra Aignera. Zasługi tych dwóch architektów dla Warszawy są bowiem niepodważalne, głównie, ale nie tylko, ze względu na zaprojektowane przez nich znane warszawskie świątynie. Józef Pius Dziekoński pochodził z Płocka, ale stał się chyba najbardziej płodnym projektantem świątyń nie tylko przełomu XIX i XX wieku, ale chyba wszech czasów w ogóle. W Warszawie jego najbardziej znanym projektem jest bazylia katedralna św. Michała Archanioła i św. Floriana Męczennika na Pradze – potężna, neogotycka świątynia o wyjątkowej architekturze, pieczołowicie odtworzonej po wysadzeniu jej przez Niemców na kilka godzin przed opuszczeniem Pragi pod naporem nacierających wojsk radzieckich. Chrystian Piotr Aigner żył sto lat wcześniej i pochodził z Puław, a swoje życie związał z Warszawą (i jej ówczesnymi okolicami). W Warszawie jego najbardziej znanymi dziełami są kościół św. Aleksandra na pl. Trzech Krzyży oraz fasada kościoła św. Anny na Krakowskim Przedmieściu, o udanych klasycystycznych formach. Żeby było ciekawiej, wybudowana w latach 1818-1825 świątynia na pl. Trzech Krzyży została przebudowana w 1886-1895 według projektu Józefa Piusa Dziekońskiego, ale po zniszczeniach wojennych przywrócony został jego pierwotny kształt.

Obaj architekci nie mieli szczęście do swoich ulic. W latach 80. XX wieku dla każdego z nich przewidziano co prawda nazwę na nowych osiedlach – Aigner miał znaleźć się w Wilanowie, zaś Dziekoński na Piaskach – jednak z nieznanych bliżej przyczyn obie z tych ulic otrzymały innych patronów. W przypadku Aignera była to (najprawdopodobniej) Wiktoria Wiedeńska, zaś Dziekoński został wypchnięty ze spisu nazw ulic przez Zgrupowanie „Żyrafa”. Jak widać priorytety upamiętnień były wówczas inne. Obaj panowie musieli czekać kolejnych trzydzieści lat, aby znaleźć się, przewrotnie obok siebie, na Mokotowie. Oficjalnie są to Stegny, ale dokładne urbanistyczne odniesienie do dawnych wsi trudno wybadać, jeden z planów przypisuje ten obszar do wsi Czerniaków. Chodzi o trójkąt terenu między ul. Beethovena, al. Witosa i ul. Sobieskiego. Nazwy ulic nadano dopiero w grudniu 2018 roku (ul. Dziekońskiego) i lutym 2019 roku (ul. Aignera).

ul. Józefa Piusa Dziekońskiego (2020)

W tym miejscu w latach 2018-2020 wybudowany został kompleks mieszkalno-usługowy „Moje Miejsce” według projektu pracowni JEMS Architekci dla spółki Echo Development. W zgodzie z obowiązującym planem miejscowym wytyczyli oni dwie niemal prostopadłe ulice, a po ich wschodniej stronie wybudowali dwa budynki biurowe mieszczące razem około 35 tysięcy metrów kwadratowych oraz pięć czteropiętrowych budynków mieszkalnych z 243 lokalami mieszkalnymi. Całkowicie współczesny, nawet przytulny kwartał otoczony (jeszcze) dość gęstą zielenią pasuje chyba nawet do pamięci o tych dwóch słynnych architektach. Przestrzeń należy do dobrze zaprojektowanych, a i nazwisko Olgierda Jagiełły od JEMS-ów należy do bardziej znanych we współczesnym środowisku polskich architektów. Zasadniczo nie ma się czego wstydzić, bo bywają gorsza miejsce na upamiętnienie znanych osób.

Jest też szansa, że w przyszłości ulice obu naszych patronów zostaną przedłużone przy okazji kolejnych inwestycji w tej okolicy. Ilość zieleni niestety z pewnością się zmniejszy, bo plan miejscowy przewiduje jej zachowanie głównie wzdłuż biegnącego tam niewielkiego kanałku, ale może przybędzie dobrze zaprojektowanej przestrzeni. Jak jest dzisiaj, można zobaczyć na zdjęciach. Za kilka lat znowu przyjrzę się tej okolicy.

Wędrujące upamiętnienia dowódców Armii Ludowej

W czasie powstania warszawskiego zginęło przynajmniej 10 tysięcy żołnierzy podziemia oraz około 200 tysięcy cywilów, których w przestrzeni miejskiej upamiętniono w mniej lub bardziej kompleksowy sposób. W centrum miasta oraz na przedmieściach wiele jest upamiętnień, pomników czy nawet miejsc nieoznaczonych, ale naznaczonych cierpień warszawiaków sprzed ponad 70 lat. W zależności od dominującej linii politycznej władzy, niektóre organizacje wojskowe były jednak wspominane bardziej niż inne.

Za czasów „słusznie minionych” jedną z nich była Armia Ludowa, konspiracyjna organizacja zbrojna Polskiej Partii Robotniczej powstała w 1944 roku w wyniku przekształcenia Gwardii Ludowej. Pomimo znacznie mniejszej liczebności niż Armia Krajowej, powstańcy z AL również brali udział w walkach o wyzwolenie Warszawy, a upamiętnienie ich walk nadal można znaleźć w wielu miejscach, niektóre jednak uległy likwidacji w kilkunastu ostatnich latach. Ciekawym przykładem na brak konsekwencji w „dekomunizacji” niektórych epizodów z działalności Armii Ludowej w powstaniu warszawskim jest historia z 26 sierpnia 1944 roku.

Kamienica przy ul. Freta 16 (2017)
Kamienica przy ul. Freta 16 (2017)

W tym czasie, a był to okres intensywnego bombardowania i szturmowania Starego Miasta przez jednostki niemieckie, siedziba Armii Ludowej znajdowała się w kamienicy przy ul. Freta 16 na Nowym Mieście. Właśnie tego bomby niemieckie dosięgnęły również ten budynek, a w jego ruinach zginęło pięciu członków sztabu Armii Ludowej – płk Bolesław Kowalski „Ryszard”, płk Stanisław Nowicki „Feliks”, ppłk Stanisław Kurland „Kobra”, mjr Edward Lanota „Edward” oraz mjr Anastazy Matywiecki „Nastek”. Ich ciała wydobyto i pochowano początkowo w prowizorycznej mogile na terenie posesji przy ul. Freta, jednak w 1945 roku zostały one ekshumowane i przeniesione na placyk przy ul. Krakowskie Przedmieście, w sąsiedztwie figury Matki Boskiej Passawskiej.

Tablica pamiątkowa na kamienicy przy ul. Freta 17 (2017)
Tablica pamiątkowa na kamienicy przy ul. Freta 17 (2017)

Właśnie tam w 1953 roku powstało stałe upamiętnienie pięciu oficerów Armii Ludowej i przez lata odbywały się tutaj uroczystości wojskowe. Co ciekawe, umieszczona na mogile kamienna tablica upamiętniała jeszcze jednego, szóstego oficera – mjra Henryka Woźniaka „Heńka”, który nie zginął jednak 26 sierpnia, lecz kilkanaście dni później podczas walk na Żoliborzu, gdzie został ciężko ranny w rejonie ul. Drużbackiej i zmarł po dwóch dniach, 21 września 1944 roku. Nie wiem, czy jego szczątki również pochowano w tym miejscu, ale wszelkie znane mi materiały nie podają na ten temat żadnych szczegółów. Wiem natomiast na pewno, że na ul. Krakowskie Przedmieścia znajdowały się dwa różne kamienie pamiątkowe – jeden widoczny na starszym zdjęciu czarno-białym, a drugi na fotografii własnego autorstwa, choć w słabej jakości.

Płyta pamiątkowa na skwerze Hoovera (2006)
Płyta pamiątkowa na skwerze Hoovera (2006)

Kiedy w 2007 roku rozpoczęto remont północnej części ul. Krakowskie Przedmieście, postanowiono usunąć stąd to upamiętnienie, jak również ekshumować szczątki członków sztabu Armii Ludowej i przenieść je na Cmentarz Wojskowy. Mimo protestów w 2008 roku płyta pamiątkowa została usunięta, zaś szczątki rok później ekshumowane i przeniesione do kwatery A6 / B6 na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Pomimo zapowiedzi władz miasta, żadne inne upamiętnienie nie pojawiło się ponownie na ul. Krakowskie Przedmieście. Tablica pamiątkowa na kamienicy przy ul. Freta istnieje natomiast do dzisiaj i została nawet wyczyszczona w trakcie ostatniego remontu kamienicy.

Ostatnio zauważyłem jednak, że jedna z tablic z ul. Krakowskie Przedmieście wcale nie przypadła w mrokach dziejów, lecz znalazła się na zapleczu… Muzeum Warszawy na Starym Mieście. W zasadzie właściwie to na podwórku pomiędzy kamienicami przy Rynku Starego Miasta 28 i ul. Krzywe Koło 1/3. Można ją dojrzeć z muzealnego lapidarium, ale niestety ciężko podejść do niej blisko, bo podwórko jest niedostępne.

Grób sztabowców Armii Ludowej na Cmentarzu Wojskowym (2013)
Grób sztabowców Armii Ludowej na Cmentarzu Wojskowym (2013)

Oddzielne upamiętnienie sztabowców Armii Ludowej znalazło się również w ich nowych miejscu pochówku na Cmentarzu Wojskowym.

Kamienica Jochweta Taubenhausa

Wiele jest w Śródmieściu wartościowych kamienic, które przetrwały niszczącą zawieruchę wojenną i do dzisiaj dekorują wąskie śródmiejskie ulice. Nazwisko „Taubenhaus” kojarzy się większości zapewne z wyróżniającą się neogotycką kamienicą na rogu ul. Marszałkowskiej i ul. Skorupki, jednak niewiele dalej znajduje się jeszcze jedna urokliwa kamienica opatrzona tym samym nazwiskiem inwestora, choć zupełnie innym imieniem. Kamienica ta znajduje się przy ul. Hożej 27.

Kamienica przy ul. Hożej 27 (2017)
Kamienica przy ul. Hożej 27 (2017)

Na przełomie XIX i XX wieku rodzina Taubenhausów budowała liczne kamienice przy pryncypialnych ulicach Warszawy, takich jak Marszałkowska, Aleje Ujazdowskie czy Krakowskie Przedmieście. Najwięcej znanych mi kamienic wzniósł Matias Taubenhaus, w tym słynną kamienicę przy ul. Marszałkowskiej 74, która była tak naprawdę jedną z dwóch identycznych kamienic flankujących wylot ul. Sadowej (ob. ul. Skorupki). Nas jednak tym raz interesuje kamienice położona na drugim końcu tej niewielkiej ulicy, na rogu ul. Hożej. Sama ul. Sadowa została wytyczona pod koniec XIX wieku na terenach dawnego pałacu Klemensa Bernaux, wybudowanego sto lat wcześniej, a jej pierwotna nazwa zaczerpnięta została od otaczających go sadów. Przez działkę wytyczono dwuczęściową ulicę, która pozwoliła zmaksymalizować zyski ze sprzedaży działek oraz z budowy nowoczesnych kamienic.

Kamienica przy ul. Hożej 27, zwieńczenie (2017)
Kamienica przy ul. Hożej 27, zwieńczenie (2017)

Kamienica Jochweta Taubenhausa została wybudowana w latach 1898-1900 najpewniej według projektu Karola Kozłowskiego, który nadał trzypiętrowej kamienicy historyzujący kostium z bogatym detalem architektonicznym i rzeźbiarskim, wśród których zdecydowanie wyróżnia się ścięty narożnikiem ze zdobionymi balkonami o metalowych balustradach, trzema ryzalitami ze zdobionymi obramieniami okiennymi oraz trójkątnymi zwieńczeniami, ponad którymi znalazła się dominująca nad narożnikiem ośmioboczna kopuła z lukarnami w dachu mansardowym. Posesję zabudowano w sposób typowy dla tamtych czasów, to znaczy pośrodku znalazło się niewielkie podwórko-studnia otoczone oficynami. Warto zwrócić też uwagę na bogato zdobiony przejazd bramny oraz ustawioną na podwórku kapliczkę, zapewne z czasów niemieckiej okupacji. Kamienica jest wypielęgnowana i dobrze zachowana, a około 2010 roku przeszła gruntowny remont.

Jak pisał w swoich felietonach Jerzy Kasprzycki, w 1922 roku kamienicę tę zakupił Abram Ajzenberg, uchodźca z głębi Carstwa Rosyjskiego, który ciężką pracą w fabrykach na Kole i w Górcach doszedł do majątku, za który mógł pozwolić sobie na ten zakup. Wkrótce doprowadził on do przebudowy kamienicy, namówił mieszkańców na wspólne zaciągnięcie pożyczki bankowej na osiem lat ze spłatami 8% rocznie. W kamienicy mieszkało wówczas podobno wielu adwokatów, w tym doktor praw Stanisław Warmski, specjalista od prawa handlowego i własnościowego, który prowadził sprawy Ajzenberga, a także przedstawiciele wielu znanych warszawskich i polskich rodzin – m.in. Łubieńscy. Abram Ajzenberg zmarł w 1938 roku, urząd skarbowy wycenił spadek na 600 000 złotych, a w bankowej kasetce, oprócz kosztowności i papierów wartościowych, znaleziono też pamiątkę z dawnej tułaczki – trzy sznurki dziecięcych koralików.

Kamienica nie została zniszczona w czasie II wojny światowej i dzisiaj bardzo ładnie wpisuje się w krajobraz tej części Śródmieścia, które jeszcze w wielu miejscach przypomina, jak wyglądało centrum miasta na początku XX wieku.

Zaciszna ul. Kozia

Spacer Krakowskim Przedmieściem to jedna z obowiązkowych pozycji dla wszystkich odwiedzających Warszawę, a i mieszkańcy naszego miasta w swoje wolne dni też bardzo chętnie wybierają się tutaj na przechadzkę. Nie dziwi to, bo Krakowskie Przedmieście to ulica pełna zabytkowych kościołów, pałaców, kamienic, pomników i innych detali. Z tego też powodu jest bardzo zatłoczona, a często nawet zablokowana przy okazji różnych mniej lub bardziej znaczących świąt lub rocznic. Aby uniknąć tłumu, warto zajrzeć na położoną tuż obok zaciszną ul. Kozią.

Ulica Kozia (2017)
Ulica Kozia (2017)

Ulica Kozia powstała w podobnym okresie jak ukształtowało się Krakowskie Przedmieście, czyli w XIV wieku i stanowiła skrót z ul. Miodowej i ul. Senatorskiej, biegnący na ukos do traktu noszącego wówczas nazwę Czerskie Przedmieście – były to bowiem czasy Księstwa Mazowieckiego, a Czersk uznawany był za osadę bardziej istotną dla miejscowej polityki niż Kraków, stolica sąsiedniego Królestwa Polskiego. Gdy na Krakowskim Przedmieściu pojawiała się zabudowa, od strony ul. Koziej powstawały zaplecza oraz zabudowania gospodarcze, i tak ulica zapełniała się w kolejnych stuleciach. Jednak po drugiej stronie ulicy rozciągał się obszerny ogród na tyłach Pałacu Prymasowskiego, który dawał sporo oddechu na wąskiej i ciasnej uliczce. Ciasnej do tego stopnia, że w XIX wieku przerzucony został nad nią zadaszony mostek.

Budowla ta zresztą istnieje do dzisiaj i dodaje sporo charakteru ul. Koziej – przejście to łączy domy przy ul. Krakowskie Przedmieście 33 oraz przy ul. Koziej 3/5, i zostało wybudowane na potrzeby Hotelu de Saxe, który zajmował wyżej wymienione budynki. Swoją drogą był to najelegantszy i najwytworniejszy hotel ówczesnej Warszawy, a to miano odebrał mu dopiero otwarty w drugiej połowie XIX wieku Hotel Europejski. Pomimo zniszczeń wojennych cała zabudowa wraz z mostkiem została odbudowana w latach 50. XX wieku jako część osiedla ZOR Krakowskie Przedmieście, w ramach którego odbudowano wszystkie kamienice w tym miejscu kwartale ulic. W przejściu umieszczono natomiast miejsce pamięci, kamień upamiętniający fakt, że tutaj 10 sierpnia 1944 roku hitlerowcy rozstrzelali stu kilkunastu Polaków.

Muzeum Karykatury (2013)
Muzeum Karykatury (2013)

Nazwa ul. Koziej – zwanej też przejściowo Koźlą lub Kozłową – wzięła się nie od rasy zwierząt, lecz od nazwiska lub przydomku jednego z dawnych właścicieli okolicznych ziem, który jest mógł mieć jakiś związek z kozami. Nazwa ta przetrwała kolejne stulecia i do dzisiaj myli się z położoną na Nowym Mieście ul. Koźlą, która ma nieco mniej historycznego charakteru. Swoją drogi kozy to bardzo pocieszne zwierzęta i dostarczają nieraz sporo rozrywki, tak jak i położone tutaj Muzeum Karykatury. Znajduje się ono w przedwojennym pawilonie ogrodowym Pałacu Prymasowskiego, zostało otwarte 15 września 1978 roku z inicjatywy rysownika Eryka Lipińskiego, istnieje w tym bez zmian do dnia dzisiejszego.

Blok przy ul. Koziej 9 (2017)
Blok przy ul. Koziej 9 (2017)

Warto też wejść na teren ogrodu Pałacu Prymasowskiego, dwie furtki obok Muzeum Karykatury są zazwyczaj otwarte i można bez problemu pospacerować po niewielkim skwerze. Można na nim obejrzeć tylną elewację pałacyku, który mieści obecnie luksusowy hotel Bellotto, z lepszej perspektywy obejrzeć zabudowę wzdłuż ul. Koziej i ul. Krakowskie Przedmieście, a także obejrzeć współczesny blok mieszkalny. Można go dokładnie zobaczyć tylko z tego miejsca, bowiem wybudowany w latach 1974-1976 budynek mieszkalny zaprojektowany przez Jerzego Kuźmienko i Piotra Sembrata w oparciu o konstrukcję Andrzeja Krawczyka został tak wykonany, aby nie było go widać z sąsiednich ulic. Blok uzyskał kaskadowo rosnącą wysokość od dwóch do siedmiu pięter, został skonstruowany z użyciem schodkowo poustawianych kilku typów „kontenerów” z mieszkaniami, budynek charakteryzuje typowa dla późnego modernizmu powtarzalność stanowiąca element kompozycyjny. Zamieszkali tutaj uprzywilejowani pracownicy ministerstw i innych państwowych instytucji.

Kiedy więc następnym razem wybierzemy się na spacer na Trakt Królewski, warto zajść na chwilę na ul. Kozią.

Wszyscy krewni Chopina

Fryderyk Chopin należy niewątpliwie do najbardziej znanych warszawiaków, nie bez przyczyny swoją (wirtualną) postacią promuje nasze miasto w kraju i zagranicą. Co warte uwagi, z jego sławy śmietankę „spijają” także jego najbliżsi krewni oraz przyjaciele, o których nie raz opowiada się interesujące historie łączące się w jakiś sposób z osobą znamienitego kompozytora. Wszystko to jednak działo się dwa stulecia temu, ale wszystkich ich może dzisiaj spotkać… na Cmentarzu Powązkowskim. Tam pochowano bowiem wszystkich członków jego najbliższej rodziny.

Grób Mikołaja i Justyny Chopinów
Grób Mikołaja i Justyny Chopinów

Najbardziej znany i najczęściej odwiedzany nagrobek kryje w sobie szczątki rodziców Fryderyka Chopina – Justynę i Mikołaja Chopinów. Nic w tym dziwnego, ponieważ znajduje się w jednej z głównych alei, w pobliżu kościoła i niedaleko katakumb oraz alei zasłużonych – w kwaterze 9, rząd 4, grób 8-10. Mikołaj Chopin był z pochodzenia Francuzem, przybył do Polski w 1787 roku, mając 16 lat. Początkowo pracował jako buchalter i urzędnik, brał udział w insurekcji kościuszkowskiej, a po upadku Rzeczypospolitej zatrudnił się jako guwerner u rodziny Łączyńskich w Czerniewie niedaleko Płocka, a potem u Skarbów w Żelazowej Woli. To poznał też swoją przyszłą małżonkę, Justynę Krzyżanowską, a połączyła ich wspólna pasja – muzyka. Owocem ich związku były trzy córki oraz jeden syn – geniusz muzyczny Fryderyk Chopin. Oboje rodziców pochowani zostali w katakumbach Cmentarza Powązkowskiego, te jednak uległy częściowemu zniszczeniu w czasie radzieckich nalotów podczas II wojny światowej. Po wojnie podjęto więc decyzję o ekshumowaniu ich szczątków i przeniesieniu ich do nowego grobu w pobliżu kościoła, przy jednej z głównych alei, w sąsiedztwie miejsca pochówku Stanisława Moniuszki. Tam też znalazł się prosty grób rodziców Chopina.

Grób Ludwiki i Emilii Chopin
Grób Ludwiki i Emilii Chopin

Jak wspomniałem, Fryderyk Chopin miał trzy siostry – Ludwikę, Izabelę i Emilię – pierwsza była od niego starsza, a dwie pozostałe młodsze. Najmłodsza Emilia obdarzona była talentem literackim, ale nie dane jej było go rozwinąć, ponieważ zmarła na gruźlicę mając zaledwie 15 lat. Jej śmierć była ogromnym wstrząsem dla całej rodziny, na tyle traumatycznym przeżyciem, że rodzina przeprowadziła się z budynek obok Pałacu Kazimierzowskiego do oficyny Pałacu Czapskich po drugiej stronie ul. Krakowskie Przedmieście. Emilia Chopina spoczywa w jednym grobowcu ze swoją siostrą Ludwiką Chopin, po mężu Jędrzejowiczową. To właśnie ona była obecna w momencie jego śmierci w Paryżu, i również ona przemyciła do Warszawy jego serce, zamknięte w słoiku, oraz pukiel włosów. Do miejsca ich pochówku niełatwo trafić, ponieważ ukryte jest za ścianą masywnej kaplicy grobowej rodziny Zielińskich, gdzie spoczywa także znany architekt Tadeusz Zieliński. Grób sióstr Chopina znajduje się w kwaterze 175, rząd 2, grób 6-7, po zachodniej stronie kaplicy.

Grób Izabeli Barcińskiej
Grób Izabeli Barcińskiej

Trzecia siostra Fryderyka Chopina, Izabella, również spoczywa na Cmentarzu Powązkowskim. Druga córka Chopinów i młodsza siostra Fryderyka również była uzdolniona literacko i muzycznie, ale niestety nie dorównywała zdolnościom pozostałego rodzeństwa. Jednak po ich śmierci odziedziczyła całą spuściznę – listy, pamiątki i utwory – które pod koniec życia przekazała bezinteresownie społeczeństwu. Nie udało się jej jednak uratować fortepianu kompozytora, który został wyrzucony przez okno przez kozaków we wrześniu 1863 roku, podczas powstania styczniowego, po nieudanym zamachu na carskiego namiestnika Fiodora Berga. Atak na namiestnika został przeprowadzony z budynku przy ul. Nowy Świat 69, w którym mieszkała Izabella Chopin, po mężu Barcińska. Została też pochowana w rodzinnym grobie Barcińskich w kwaterze II, rząd 2, grób 9-10.

Spoza rodziny warto odwiedzić też miejsce pochówku Wojciecha Żywnego (kw. 12 / rz. 2 / gr. 19), kompozytora i pedagoga, jednego z pierwszych nauczycieli Fryderyka Chopina, Aleksandra Janickiego (kw. 14 / rz. 1 / gr. 20-21), ucznia i przyjaciela Fryderyka Chopina, Józefa Elsnera (kw. 159 / rz. 5 / gr. 1-3), kompozytora, pedagoga i dyrektora Konserwatorium Muzycznego, który był jednym z nauczycieli Fryderyka Chopina, oraz Fryderyka Skarbka (kw. 173 / rz. 6 / gr. 1-2), pisarza, historyka i działacza społecznego, przyjaciela rodziny Chopinów i ojca chrzestnego Fryderyka Chopina. I zapewne wiele wiele innych grobowców, gdzie spoczywają przyjaciele, dalsi członkowie rodziny oraz pasjonaci i odtwórcy fantastycznej muzyki Fryderyka Chopina!

Rok 2007+10: Krakowskie Przedmieście

Krakowskie Przedmieście to dziś turystyczne serce miasta, jedna z największych atrakcji Warszawy oraz chyba najchętniej wybierane miejsce na weekendowe spacery. A jeszcze dziesięć lat temu była to typowa peerelowska arteria, szeroki pas asfaltu z dwoma pasami w każdymi kierunku, wąskimi chodnikami oraz obszernym terenem wyłączonym z ruchu tylko za pomocą pasów namalowanych na jezdni – aczkolwiek takie rozwiązanie jest jeszcze popularne i dzisiaj. Niełatwo było poruszać się między zabytkami, nie mówiąc już o zwykłym przechodzeniu przez ulicę. Szczególnie przed kościołem św. Anny otoczenie prezentowało się wyjątkowo nieprzyjaźnie.

Ulica Krakowskie Przedmieście (03.2007)
Ulica Krakowskie Przedmieście (03.2007)

Dziesięć lat temu wszystko wygląda zupełnie inaczej. Pozostała jedynie wąska jezdnia, gdzie dopuszczono jedynie ruch autobusów, taksówek i rowerów. Przechodniom przyznano szerokie chodniki, a otoczenie uatrakcyjniono odpowiednio dobraną małą architekturą – latarniami, koszami na śmieci, ławkami czy słupkami. Świetnie otwarto widok na pl. Zamkowy, gdzie w centralnym miejscu wyróżnia się historyczny monument światowej klasy – Kolumna Zygmunta. Idąc w kierunku południowym znakomicie prezentuje się na osi ulicy Pałac Staszica. Wyeksponowano też dodatkowo wszystkie zabytkowe budowle Traktu Królewskiego.

Ulica Krakowskie Przedmieście (03.2017)
Ulica Krakowskie Przedmieście (03.2017)

W momencie wykonywania starszego zdjęcia kluczowe zmiany już trwały, ale w południowej części ulicy. W latach 2006-2008 ulica została gruntownie przebudowana według projektu Krzysztofa Domaradzkiego. Ulica po remoncie stała się szerokim deptakiem z ulicą pośrodku, niedostępną dla samochodów prywatnych, nawiązując do wyglądu ulicy na obrazach Canaletta użyto specjalnego, żółtawego granitu sprowadzonego z Chin, aby imitował kolor nawierzchni z XVIII wieku. Oprócz tego użyto także granitu szwedzkiego (czerwony) oraz strzegomskiego (szary). Elementem dekoracyjnym stały się także cztery kubiki z reprodukcjami obrazów Canaletta – każda kosztowała 100 tysięcy złotych i została zaprojektowana w firmie Logo Design. Remont kosztował 86 mln złotych i trwał dwa lata.

Nie wszystkie zastosowane rozwiązania się jednak sprawdziły – zakaz wjazdu nie zawsze jest przestrzegany, a ruch autobusowy powoduje uszkodzenia nawierzchni, która została wykonana w sposób niedostosowany do obecnego natężenia ruchu. Dodatkowo autobusy powodują też hałas, wibracja i zanieczyszczenie, w związku z czym zaczęto zastanawiać się albo nad wybudowaniem torowiska tramwajowego albo wprowadzenie autobusów elektrycznych. Póki co miasto zdecydowało się na to drugie rozwiązanie. Efekt poznamy za jakiś czas.

Pogrzeb pięciu poległych

Dnia 2 marca 1861 roku na Cmentarzu Powązkowskim dobiegała końca podniosła uroczystość. We wspólnym grobie w obecnej kwaterze 178 pochowanych zostało pięciu młodych ludzi, którzy zginęli kilka dni wcześniej. Nie pozwolono ustawić w tym miejscu żadnego nagrobka, jednak odwiedzający cmentarz zawsze wiedzieli, gdzie należy szukać miejsca pochówku tzw. „pięciu poległych”. Stali się symbolem polskich dążeń niepodległościowych. Byli pięcioma przypadkowymi ofiarami akcji carskiej policji przeciwko mieszkańcom, którzy manifestowali 27 lutego 1861 roku na Krakowskim Przedmieściu.

Warszawa_1861_1
Pacyfikacja demonstracji przed kościołem św. Anny (artysta nieznany, XIX wiek)

W latach 50. XIX wieku na terenie Królestwa Polskiego rosły nadzieje na odzyskanie niepodległości, szczególnie po przegranej przez Rosję wojnie krymskiej (1856) oraz wprowadzonych przez cara Aleksandra II reformach. Narastały nastroje patriotyczne i niepodległościowe, a wraz z nimi pojawiały się coraz liczniejsze demonstracje. Jedna z pierwszych miała miejsce 11 czerwca 1860 roku, podczas pogrzeby Katarzyny Sowińskiej, wdowy po generale Józefie Sowińskim. W kolejnych miesiącach organizowane były następnie manifestacje. Dnia 27 lutego 1861 roku w Pałacu Namiestnikowskim obradowało Towarzystwo Rolnicze, które drogą nieoficjalną starało się walczyć o poszerzenie autonomii Królestwa Polskiego. Dla zwiększenia presji wobec uczestników spotkania na Krakowskim Przedmieściu miała się pojawić duża manifestacja patriotyczna. Pochód rozpoczął się pod kościołem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny na Lesznie, skąd przeszedł Długą i przez Stare Miasto na pl. Zamkowym.

Na pl. Zamkowym demonstranci natrafili na rosyjski oddział, blokujący przejście w kierunku Krakowskiego Przedmieścia. Wywiązała się walka, a grupce osób udało się przebić przez blokadę i wmieszać w wychodzący z kościoła św. Anny kondukt pogrzebowy. Rosjanie użyli siły wobec żałobników, co wywołało furię wśród manifestantów i spowodowało atak kamieniami na rosyjskich żołnierzy. Ci, nie mogąc poradzić sobie z sytuacją, wezwali posiłki. Dowodzący wsparciem gen. Wasyl Zabołocki nakazał otworzyć ogień. Demonstranci rozpierzchli się, a po odejściu wojska na placu zostało tylko kilkunastu rannych oraz pięć martwych ciał. Ofiarami byli czeladnik krawiecki Flip Adamkiewicz (ur. 1819), uczeń Gimnazjum Realnego Michał Arcichiewicz (ur. 1844), robotnik metalowiec Karol Brendl (ur. 1837), ziemianin Marceli Karczewski (ur. 1805) oraz ziemianin Zdzisław Rutkowski (ur. 1838). Ciała zostały zabrane przez warszawiaków i umieszczone w dwóch miejscach na Krakowskim Przedmieściu, wystawiono też straże, aby Rosjanie nie ośmielili się ich wykraść i pochować w nieznanych miejscu.

karol_beyer_pieciu_poleglych_
Fotografie pięciu poległych (fot. Biblioteka Narodowa / Karol Beyer)

Wkrótce potem wszyscy polegli zostali wystawieni na widok publiczny w Sali Pompejańskiej w Hotelu Europejskim. Sytuacja ta wywołała ogromne poruszenie zarówno wśród Polaków, jak i wśród Rosjan, obawiających się zaognienia sytuacji. Zdjęcia poległych wykonał Karol Beyer, który cieszył się wówczas niemałą popularnością, a jego fotografie czy przywiezione zza granicy odbitki zdjęć były rozchwytywane. Co ciekawe, zdjęcia pięciu poległych były jednymi z pierwszych fotografii denatów w ogóle wykonanych w Warszawie. Każdy ze zmarłych został uwieczniony na osobnym zdjęciu, które następnie zostały skomponowane razem, tworząc tableau. Kilka dni później Karol Beyer fotografował także uczestników pochodu pogrzebowego, a za polityczne zaangażowanie został przez Rosjan uwięziony i przetrzymywany w twierdzy modlińskiej aż do kwietnia 1865 roku. Po powrocie z więzienia wyrosła mu konkurencja, a on sam nie odzyskał już dawnej pozycji na warszawskim rynku.

Burial_of_victims_of_Polish_patriotic_manifestations_in_Warsaw_1861
Pogrzeb pięciu poległych (Aleksander Lesser, XIX wiek)

W nocy z 28 lutego na 1 marca ich ciała przeniesiono do kościoła św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu, gdzie 2 marca odbyło się nabożeństwo żałobne. Tego dnia większość sklepów zamknięto, nie ukazały się gazety codzienne, a ulice przystrojono na sposób żałobny. Większy spokój był wynikiem przeprowadzonych z władzami negocjacji, które zgodziły się m.in. na wycofanie policji z miasta oraz poprowadzenie konduktu żałobnego. Nabożeństwo poprowadził biskup Jan Dekert, a następnie trumny wyprowadzono na ulicę i przeniesiono w ulicznym orszaku na Cmentarz Powązkowski. Na czele konduktu pogrzebowego znalazło się czterech konnych ze Straży Ogniowej wraz z jej naczelnikiem oraz naczelny dowódca policji gen. Amilkar Paulucci. Za nim podążali podopieczni Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności, uczniowie szkół, przedstawiciele cechów, duchowni katoliccy i protestanccy, a za trumnami poległych szli duchowni żydowscy (w tym rabin Dow Ber Meiseles), przywódcy kahału, rodziny ofiar i znajomi. W uroczystej procesji wzięły udział nieprzebrane tłumy warszawiaków, które oceniano nawet na 150 tysięcy osób. Trumny przeniesiono na Cmentarz Powązkowski i złożono w nieoznaczonym wspólnym grobie. Przemarsz stał się ogromną polityczną manifestacją. Miejsce pochówku oznaczono krzyżem, który jednak szybko zniknął. Władza rosyjskie po raz kolejny zmieniła swoją politykę.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Nagrobek pięciu poległych na Cmentarzu Powązkowskim, wykonany w 1914 roku

Po tych wydarzeniach niepokój w społeczeństwie tylko narastał. Dnia 8 kwietnia 1861 roku na pl. Zamkowym doszło do kolejnej manifestacji, w trakcie której kozacy otworzyli ogień do demonstrujących. Według oficjalnych informacji poległo dziesięć osób i tyle też osób pochowano na stokach Cytadeli, nieoficjalnie mówiło się jednak o ponad setce zabitych. Niedługo potem, 14 października 1861 roku, władza rosyjska wprowadziła stan wojenny. Na ulicach miasta pojawiło się wojsko, które stacjonowało m.in. w złożonych z namiotów obozach na pl. Saskim czy na pl. Zamkowym. Zakazano śpiewać pieśni patriotyczne i religijne, niedozwolone było także noszenie ubrań w czarnych i amarantowych kolorach. Niedługo potem wybuchło powstanie styczniowe.