Ostatnie dni urokliwego domu na przedmieściach

Ciężko znaleźć w granicach Warszawy podobnie ustronne miejsce jak to. Niewielka cicha uliczka, prowadząca do zaledwie kilku domów i zakładów, ale położona w sąsiedztwie dość ruchliwej drogi oraz ogromnego obiektu o niebagatelnym znaczeniu dla każdego mieszkańca – prędzej czy później. Właśnie tam znajduje się pewien urokliwy domek.

Ulica w 2017 roku
Ulica w 2017 roku

Ten przedwojenny jeszcze parterowy dom z poddaszem ukrytym w mansardowym dachu przetrwał bez większych zmian przez wszystkie zawieruchy dziejowe, jakie przetoczyły się przez najbliższą okolicę. Jeszcze w 2012 roku, kiedy wykonałem pierwszy zdjęcie, był zadbany i zamieszkany. Od ulicy odgradzał go płot, rosła równo przycięta trawa, od przodu i zapewne również od tyłu były kwiatowe grządki. Jednym słowem wiejska sielanka całkiem niedaleko od ruchliwego centrum Warszawy.

Dom w 2012 roku
Dom w 2012 roku

Po pięciu latach pojawiłem się ponownie w tej okolicy, zupełnie przypadkiem miałem za dużo czasu i wywiodło mnie aż tak daleko, że stwierdziłem, że to dobra okazja na ponowne spenetrowanie tej okolicy. I wtedy przyszło to smutne odkrycia. Dom stoi pusty i opuszczony. Nie ma kwiatów (no ale była akurat jeszcze zima), nie ma płotu, nie ma życia, aczkolwiek dom wyglądał na opuszczony dość niedawno (na pewnej stronie znalazłem informację, że w 2015 roku). Absolutna pustka zachęciła mnie, żeby wejść na posesję.

Dom w 2017 roku
Dom w 2017 roku

Kiedy upewniłem się, że podwórko jest puste, rozejrzałem się najpierw po zabudowaniach gospodarczych, czyli niewielkiej drewnianej komórce oraz piwniczce-lodowni. Oba miejsce charakteryzował nieporządek, jakby ktoś wcześniej już tutaj był, znalazł coś ciekawego i zabrał to ze sobą. Ale w środku nikogo nie było.

Ale najciekawsze było oczywiście w domku. Co ciekawe, drzwi były otwarte, zastawione jedynie cegłą. Nie było więc problemu, aby wejść do środka, choć miałem pewne obawy, że mogę natknąć się w środku na kogoś i zostać w najgorszym razie potraktowany jak nieproszony gość. Na szczęście wnętrze było jednak puste. Ale goście tutaj też już byli, choć meble i wyposażenie zachowało się w całkiem niezłym stanie.

Schody na pięterko wyraźnie wskazywały na fakt, że tam dawno nikt nie wchodził. Pajęczyny były tak gęste i tak „zajadłe”, że oblepiony nimi zrezygnowałem z dalszego zdobywania domku. Może ktoś inny odkryje kolejne tajemnice maleńkiego domku gdzieś na odległych przedmieściach Bielan.

Jedna uwaga do wpisu “Ostatnie dni urokliwego domu na przedmieściach

Dodaj komentarz